Recenzja filmu

Constantine (2005)
Francis Lawrence
Keanu Reeves
Rachel Weisz

Constantine

Film Francisa Lawrence'a powstał na fali modnych ostatnio ekranizacji komiksów. Podobnie do takich produkcji, jak np.: "Spider-Man", "Batman - Początek", "Hulk" czy "Fantastyczna Czwórka",
Film Francisa Lawrence'a powstał na fali modnych ostatnio ekranizacji komiksów. Podobnie do takich produkcji, jak np.: "Spider-Man", "Batman - Początek", "Hulk" czy "Fantastyczna Czwórka", przyciągnął do kin zarówno wielbicieli komiksów, jak i "niewtajemniczonych" wielbicieli kina akcji. Muszę przyznać, że zaliczam się do tej drugiej grupy i jeżeli chodzi o zgodność filmu z komiksem, na podstawie którego został nakręcony, to nie mogę wiele powiedzieć. Ważny jest jednak fakt, który miłośnicy "Hellblazera" nie omieszkali wytknąć "Constantine'owi", a mianowicie przeniesienie akcji filmu z Londynu do Los Angeles, a co za tym idzie, przemiana głównego bohatera z Anglika w charakterystycznym płaszczu rodem z lat 60. na mieszkańca Kalifornii. Sam tytuł również uległ zmianie. Film opowiada historię Johna Constantine'a – okultysty obdarzonego niezwykłym darem pozwalającym mu rozpoznać potomstwo demonów i aniołów ukrywające się pod postacią zwykłych ludzi na Ziemi (są to tzw. Mieszańcy). Właśnie te wizje doprowadziły go do próby popełnienia samobójstwa w młodości. Po 2 minutach został jednak odratowany. Ten krótki pobyt w piekle na zawsze odmienił jego życie. Aby kupić sobie "bilet do nieba" zaczyna zwalczać zło, odsyłając napotkane na swej drodze demony z powrotem w piekielną otchłań. Próbuje zetrzeć z siebie piętno samobójcy i zmienić swoje przeznaczenie. Z prośbą o pomoc zwraca się do Constantine'a Angela Dodson, policjantka, której siostra bliźniaczka (gorliwa katoliczka) popełniła samobójstwo. Angela nie może w to uwierzyć i mimo początkowej nieufności do Johna, zaczyna z nim współpracować. Śledztwo prowadzi do szokujących odkryć... Na szczególną uwagę zasługuje Keanu Reeves, odtwórca głównej roli. Swoimi ostatnimi kreacjami ("Matrix") przyzwyczaił nas do grania płytkich ról. W "Constantine" jednak wcielił się w postać będącą zaprzeczeniem cech "Wybrańca". John jest znudzonym życiem cynicznym gburem, nie tak dawno jeszcze podziwianym i cieszącym się sławą nie tylko wśród zwykłych ludzi, ale też pogromców demonów. Teraz jednak chce przejść na "zasłużoną emeryturę", jak sam to określa, i jedynym jego pragnieniem zdaje się być święty spokój (dosłownie!). Jednym słowem - antybohater. Kreacja Reevesa jest zaskakująco dobra. Jego bohater jest barwny, nie zanudza nas swoją "misją" i idealizmem. W cieniu Reevesa pozostaje Rachel Weisz, która wcieliła się w role sióstr bliźniaczek, Angeli i Isabeli Dodson. Gra Weisz nie jest ani zachwycająca, ani kiepska. Co ciekawe, wielu spośród aktorów drugoplanowych chciałoby się widzieć w tym filmie częściej. Przede wszystkim dotyczy to Tildy Swinton grającej rolę Gabriela. Zaskakuje nas nie tylko inwencja reżysera: kobieta-anioł, ulubieniec Boga, który okazuje się fanatykiem pomagającym diabłu, ale też sposób, w jaki Swinton zagrała tę rolę. Gabriel jest enigmatyczny, nieprzewidywalny i niejednoznaczny. Kolejną ciekawą postacią jest przyjaciel Constantine'a, Chaz Chandler, w którego wcielił się Shia LaBeouf, znany z serialu komediowego "Świat nonsensów u Stevensów". Chaz, mimo że pojawia się na dłużej tylko na początku i w końcowej części filmu, ożywia go, stanowi kontrast z opanowanym Constantinem i wprowadza elementy humorystyczne. Najbardziej jednak spodobał mi się Peter Stormare - Szatan, pieszczotliwie nazywany przez głównego bohatera "Lu". Władca piekła jest przedstawiony w bardzo ciekawy sposób, w białym (!) garniturze, bez żadnego "diabolicznego" makijażu, a jednak widz od razu czuje do niego respekt. Atmosfera filmu jest mroczna, tajemnicza. Znaczącą rolę odegrało same Los Angeles, tło toczącej się akcji, które wydaje się wiecznie pogrążone we śnie i trochę apatyczne. Sprawna realizacja sprawia, że "Constantine" nas nie nudzi. Co prawda jest odrobinę schematyczny, ale można to usprawiedliwić wzorowaniem się na komiksie, poza tym ten schematyzm nie razi oglądających. Przez cały czas film trzyma w napięciu, zaczynając od scen w Meksyku gdzie zostaje znaleziona Włócznia Przeznaczenia i osiągając kulminację w szpitalu, gdzie pojawia się sam Diabeł. Można "Constantine’owi" zarzucić słabą ścieżkę muzyczną - często muzyka wydaje się nieobecna. Z drugiej jednak strony sprawia to, że widz nie spodziewa się, w którym momencie coś się wydarzy, co mnie osobiście odpowiada. Efekty specjalne są według mnie atutem filmu, choć nie można ich oczywiście porównywać z takimi hitami, jak "Władca Pierścieni" czy "Matrix". Wszystkie sylwetki demonów są dopracowane, Mammon sprawił nawet, że ciarki przeszły mi po plecach. Demony nie pojawiają się w filmie często, ale i tak każde ich pojawienie zapada w pamięć. Przedstawienie piekła było niewątpliwie zadaniem trudnym, gdyż każdy z nas wyobraża je sobie inaczej. Mimo to reżyser wywiązał się z niego bardzo dobrze. Piekielna otchłań jest straszna i przekonująca jednocześnie. Uważam, że "Constantine" naprawdę warto zobaczyć. Nie tylko dlatego, że opowiada o aniołach, diabłach i zjawiskach nadprzyrodzonych - co jest modne w kinie, nie tylko ostatnio - nie wyłącznie z powodu efektów specjalnych czy Keanu Reevesa w roli głównej, ale przede wszystkim ze względu na trzymającą w napięciu fabułę i oryginalne pomysły. Należy on do tych filmów, które na długo zostawiają po sobie wrażenie. W kilku słowach - dobrze się go ogląda i to nie tylko fanom ekranizacji komiksów.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
John Constantine zawodowo zajmuje się tępieniem demonów. Nie jest błędnym rycerzem ani natchnionym... czytaj więcej
Powiem szczerze, że wahałem się wystawić taką, a nie inną ocenę (czyli 9), ale jednak to zrobiłem.... czytaj więcej
John Constantine trudni się pilnowaniem porządku w paranormalnym świecie, mówiąc prościej - odsyła demony... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones